Dokarmianie ptaszyny i przepis na energetyczne ciasteczka

Jedni na progu zimy dokarmiają małe głodne zwierzątka, wyciągają łakocie i słoninki, podsypują orzechów. Cieszą się przy tym ogromnie, patrząc jak obdarowane stworzonka wdzięcznie przychylają główki i z wielkim apetytem wcinają wyłożone porcje. Coż, ja też dokarmiam… swojej dziecię. Chudzinę tak wybredną, która samopas pozostawiona żywiłaby się tylko samym powietrzem, od biedy czasami okruszkami chleba (sic!). Nie jest mi ono bynajmniej za to wdzięczne, tym bardziej z się z owego przykrego obowiązku nie cieszy.

Co ja się nie nakombinuję, nie na wymyślam, aby te nieliczne posiłki, które raczy samodzielnie konsumować były na tyle pożywne, aby jakoś dzienny poziom kaloryczności osiągnąć. Ale i tak jego niska waga, sporo poniżej trzeciego centyla, od pół roku ani drgnie. Utrapienie to moje kochane jest takim niejadkiem, że większego i chudszego to ze świecą szukać. A energii ma tyle, że mógłby przez cały dzień latać i się nie zmachać. A ja fruwam za nim i smaczne kąski podtykam. Im więcej dam, tym szybciej biegnie :D

Jesienny nastrój w salonie – świece DIY

Co powiecie na salon w jesiennym wydaniu? Bez beztroskiej mięty, bo o tej porze roku jakby mu nie przystoi się w nią stroić? Za to z odrobiną żółci i szczyptą pomarańczy, ubrany w butelkowe zielenie i przymglone wrzosy. Sentymentalnie, nostalgicznie, idealnie udekorowany na spowite szarugą październikowe popołudnia i wieczory. W towarzystwie z dobrą książką, aromatyczną herbatą, a jak się uda nawet lampką wina. Wyszykowany w sam raz dla takich zmarzluchów jak ja. 

Potrzeba mu tylko kliku złotych liści zebranych przy alejce w parku, margerytek kupionych na bazarku. Przydać się też może stara, Mamina solniczka w kształcie dyni, patisony zerwane z ogródka Świekry (na przekór trendom na bielutkie baby boo :P), stylizowane na retro obrazy, wytargane z samego dna szafy… Przede wszystkim zaś sterty mięciutkich poduch i jeden solidny, ciepły koc - po to by się w nich zapaść, zakryć, odpłynąć. I włączyć jesienny nastrój!

Dzień Łobuzów

Łobuzy Wy moje!
Łapserdaki, huncwoty i harmidry! Ancymony, szelmy i urwisy!

Staczający codziennie dziesiątki poduszkowych bitw, setki słownych potyczek, tysiące szamotań i przekomarzań. Szaleni naukowcy, strażacy, policjanci i kowboje - tryskający mocą miliona wulkanów zdobywcy księżyców. 

Ciemna strona mieszkania

W pewnym mieszkaniu było miejsce, w którym zbierały się ciemne siły mocy. Mrok ogarniał ścianę, która ziała otchłanią czerni, przyciągając jak magnez nieświadomych niczego chłopców. Pożerając ich niewinne dusze i mącąc kryształowo-czyste oczy. Nie dało się przejść koło niego obojętnie. Każda przeprawa kończyła się zastygnięciem, a każda próba odczynienia zaklęcia, napadem szalonej histerii. Zło panowało w tym domu i zjadało czas, godzina za godziną, zatrzymując domowników w dziwnych pozach na kanapie.
Aż pewnego razu zjawiła się dobra wróżka. Zakręciła różdżką, sypnęła magicznym pyłem, wyczarowała kwiaty, słodkości i inne różności. Udekorowała mroczną ścianę, łagodząc czarną otchłań bielą, zielenią i różem. Nastawiała autek, obrazków i wazoników. I już, już zdawałoby się, że to zadziała i zły czar pryśnie... lecz niestety, to nie bajka z happy endem.  Na nic zadały się jej wysiłki, mrok dalej kusi i tylko od woli domowników zależy czy ulegną jego ciemnej mocy. Choć faktycznie na ścianie zrobiło się jakby ciut jaśniej...

Gotowi na szkołę


To co, szkoła czas start? 
Znów zacznie się poranne wstawanie i wieczorne odrabianie lekcji. W nocnym amoku szukanie czystych koszulek na wf. Znów z tornistra zaczną wypadać niedojedzone kanapki i pomięte zeszyty. A po domu zaczną wirować połamane kredki i ołówki. Znów w biegu będę gonić, poganiać i pospieszać. Siebie, dzieci i mleko w garnku. Żeby zdążyć na szpilkach, na dzwonek, na autobus, na czas…   O tak, znów zacznie się permanentny chaos i wieczny niedoczas. 

Ale luzik, chyba już go ogarniam, ten chaos. A reszta ferajny ze mną. Przecież druga klasa to już bułka z masłem, prawda? Wszystko przerobione – te notoryczne poranki i zdyscyplinowane wieczory. Kanapki, zeszyty i koszulki na wf. Nawet kredki i ołówki (niech żyje automatyczna strugaczka!). Co może pójść nie tak ;)

Post factum - Meetblogin2018 i Łódź Design Days


Projektanci, architekci, blogerzy, twórcy, ale przede wszystkim pasjonaci – cudowni, barwni ludzie, stanowiący wybuchową mieszankę miłośników pięknych wnętrz w każdym z możliwych stylów – zebrani w jednym miejscu za sprawą Uli Michalak z Interior Design Blog na Meetblogin2018, by przez trzy majowe dni tworzyć, warsztatować, zgłębiać techniki dobrego designu, a przede wszystkim bliżej się poznawać. Brzmi jak opis niezłej zabawy? Taka też była, a ja na niej przednio się bawiłam. I spóźnione post factum tutaj przedstawiłam ;)

Wakacyjne wibracje

Wakacje to czas wymyślony specjalnie dla dzieci. Tylko i wyłącznie do ich dyspozycji,  do bezrefleksyjnego marnotrawienia. Na złość dorosłym. Młokosy biegają wtedy po słońcu i szaleją na trzepakach. Zajadają się lodami i zapijają kompotem od babci. Rozdzierają spodnie na płotach i podbierają mirabelki. Bujają w obłokach. Wykorzystują wolność jakiej nigdy potem nie doświadczą, nie doceniając wartości tego, co kiedyś niechybnie stracą. Ci nieświadomi szczęściarze…

Makrama, królowa PRL-u

ZPT. Wczesne lata 90-te. Obskurna piwnica podstawówki. Pilśniowe stoły i obdrapane krzesła. Metalowe szafki pełne niekompletnych urządzeń i pęknięta w połowie tablica. Stare imadło, zepsuta lutownica i nigdy nie używana wiertarka. Ponury technik, lubiący tylko chłopców i szalona techniczka, nigdy nie mogąca zapamiętać grafiku. Półmrok, nudy i gry w statki. W tych okolicznościach przyrody kształtowała swe zdolności manualne i wrażliwość na piękno zagubiona i nie pewna swych talentów mała dziewczynka. 

Majowo fioletowo

Kto zagląda do mnie od dłuższego czasu, ten wie jakim uwielbieniem darzę maj i bzy, a dzięki nim wszechobecny teraz kolor fioletowy. Przewija się on przecież w moim domu na okrągło, przez cały rok. A to w postaci subtelnych akcentów, jaśniejszych pasteli, kubków, poduszek, talerzy, czy chodzącego za mną wazonu Le Creuset. Wyskakuje z szafy i kosmetyczki, pyszni się na bluzkach, sukienkach i torbach. Z przyjemnością łączę go z turkusem, miętą i różem. Popijam w nim kawę i zajadam babeczki. I co prawda nie machnęłam nim jeszcze mebli, to jednak zdecydowanie mogę zwać się jego fanką we wnętrzach. Bo przecież fiolet to elegancki kolor, zmysłowy, tajemniczy i dekadencki. Niebanalny, oryginalny i kobiecy. Po prostu wyjątkowy! Niestety na swej drodze spotkałam mało jego fascynatów. Każdy ciągle kręcił nosem, że ciężki, barokowy i babciny. Na dobra, poza fanami Harrego Pottera, dla nich zawsze był m-a-g-i-c-z-n-y. ale to przecież fantaści ;)

Każdy ma jakiegoś bzika

Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma, a ja w domu mam trzech chłopów, stos porcelany i … ponad 5.000 opakowań po herbatach. Tak, tak nie pomyliliście się - pięć tysięcy - a każda inna.

Swego czasu byłam drugim w rankingu kolekcjonerem w Polsce, miałam własną wystawę, a tygodniowo otrzymywałam kilka kopert ze świata od takich samych szaleńców jak ja.

Eureka! Półka na herbaty ze starej skrzynki

Czasami jest tak, że jakaś rzecz długo leży ci zbędna pod samym nosem, przechodzisz koło niej tysiące razy, potykasz się lub wręcz traktujesz jak śmieć, którego z dobroci serca lub braku czasu nie możesz wyrzucić. Aż tu nagle po jakiś czasie (ba, czasami po wiekach całych) doznajesz olśnienia, że wcale nie taka ona bezużyteczna jak to myślałaś, a wręcz przeciwnie, od dawna potrzebna i nawet ładna, a tylko przez własne nieogarnięcie, roztargnienie czy inne braki w przekaźnikach zupełnie przez ciebie ignorowana. 

Słodka Wielkanoc


Słodko! Tak właśnie postanawiam spędzić nadchodzące święta. Bez elegancji i ekstrawagancji. Bez całej tej tradycyjnej spiny, białych kołnierzyków i czasochłonnych potraw. Żurków, sałatek i finezyjnie faszerowanych jaj. Moje chłopaki i tak za wiele z nie ruszą, pogrymaszą i czmychną od stołu.  Wolę więc by było wspólnie i z cukrem, wesoło i na luzie - reszta nie ma większego znaczenia.

Odrobina koloru dla zziębniętych serc

Podrażnię Was trochę soczystymi barwami. Za oknem wiosna dalej nie daje sygnałów, że już jej za nami tęskno, więc muszę się wspomóc jakimiś rozgrzewającymi dopalaczami. Czymś co chwyci mnie za oko, za serce i przywróci do żywych nadzieję. Uświadomi, że zeszłoroczna zieleń i kwiaty nie były moim sennym omamem, a nieodmienną koleją natury. Tyle że nie zawsze punktualną.

Zapomnieć o zimie

Czekałam na te pierwsze promyki słońca z fanatyczną niecierpliwością. Sfrustrowana szarą zimą, wyziębionym mieszkaniem i zatkanym nosem, jak nałogowiec na ostrym głodzie przyklejałam się co dzień do szyby wyszukując oznak odwilży. Całe moje ciało zachłannie łaknęło ciepła, a mózg domagał się seratoniny. Odliczałam te niewyobrażalnie zimne miesiące, dni i godziny. Czułam, jak zamarza mi dusza…

Wyjątkowo zwyczajnie


Powinnam czuć się dziś wyjątkowo. Właśnie dlatego, że mam macicę, ganiam ze ścierką i serwuję obiady, jak miliardy innych kobiet na świecie, powinnam czuć, że dziś jest mój dzień. Oficjalnie ogłoszony, uroczyście świętowany, męski hołd ku czci kobiecości - matki, kochanki i szamanki. W końcu rodzę dzieci, maluję na czerwono paznokcie i gotuję prozdrowotne zupy. Cóż może mnie bardziej definiować?

Lisowisko


Faktycznie, chyba się zalisowałam. Gdzie nie spojrzę tam w => kąciku Kubusia wystawia szpiczasty nosek mały rudzielec. A to na tamborku, a to na skarpetkach. Wychyla się z pudełka i pręży ogonek na półce. Najwyraźniej polubiłam tego małego futrzaka. Choć wcześniej prym u mnie wiodły pierzaste stworzenia. Może dlatego, że wyjątkowo kojarzy mi się tym moim młodszym szczwaniakiem. W końcu jak nikt potrafi okręcić sobie swoją mamę wokół malutkiego paluszka. Wystarczy, że spojrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami i już mnie ma. Nie potrafię być stanowcza i sroga, nie potrafię odmawiać i zabierać. Zapominam o wszystkich metodach wychowawczych. Zresztą nie tylko ja - starszego brata też skutecznie wodzi za nos. Taki z niego spryciarz ;)

Zimowe leże


Generalnie to mogłabym przesypiać całą zimę. Zapadać w sen zimowy jak niedźwiedź lub jakieś inne leśny futrzak. Zamykać oczy gdzieś tak w okolicy listopada i otwierać je pod koniec marca. Chować się pod stertą kołder i poduszek, i nie wyściubiać nosa, aż do Wielkanocy. Ewentualnie wybudzić się na małe co nieco w okolicach Bożego Narodzenia. 

Domowa czytelnia


Ostatni miesiąc minął mi w szalonym tempie. Kartki z kalendarza szybko uciekały.  Jeszcze szybciej biegałam ja pomiędzy pracą i domem, jedną robotą a drugą, na przemian stukając w klawiaturę, wycierając nosy, procedując umowy, pomagając w lekcjach, robiąc raporty i mieszając w garnkach. Ciągle w totalnym niedoczasie. Ciągle na najwyższych obrotach.

Luksus możliwości

Nowy Rok jak zawsze zaczynam porządkami. Sprzątam biurko, wietrzę umysł. Wyzbywam się nadmiaru drobiazgów i niepotrzebnych tęsknot. Robię miejsce na nowe zachcianki i dobre pomysły. Odgruzowuję szafki, rozjaśniam myśli. Oczyszczam przestrzeń. 

Pustych miejsc nie zapełniam jednak od razu. Nie notuję sobie listy celów i rzeczy do kupienia –  i tak ich nie zrealizuję. Nie, nie jest to jednak mój fatalizm, raczej chłodna kalkulacja. Dobrze przecież wiem z jakimi ograniczeniami się zmagam na co dzień. Ile tych dwóch łobuzów kosztuje mnie czasu i pieniędzy. A niezrealizowane plany tylko dołują. 

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST