Dokarmianie ptaszyny i przepis na energetyczne ciasteczka
Jedni na progu zimy dokarmiają małe głodne zwierzątka, wyciągają łakocie i słoninki, podsypują orzechów. Cieszą się przy tym ogromnie, patrząc jak obdarowane stworzonka wdzięcznie przychylają główki i z wielkim apetytem wcinają wyłożone porcje. Coż, ja też dokarmiam… swojej dziecię. Chudzinę tak wybredną, która samopas pozostawiona żywiłaby się tylko samym powietrzem, od biedy czasami okruszkami chleba (sic!). Nie jest mi ono bynajmniej za to wdzięczne, tym bardziej z się z owego przykrego obowiązku nie cieszy.
Co ja się nie nakombinuję, nie na wymyślam, aby te nieliczne posiłki, które raczy samodzielnie konsumować były na tyle pożywne, aby jakoś dzienny poziom kaloryczności osiągnąć. Ale i tak jego niska waga, sporo poniżej trzeciego centyla, od pół roku ani drgnie. Utrapienie to moje kochane jest takim niejadkiem, że większego i chudszego to ze świecą szukać. A energii ma tyle, że mógłby przez cały dzień latać i się nie zmachać. A ja fruwam za nim i smaczne kąski podtykam. Im więcej dam, tym szybciej biegnie :D