Amarantuski do śniadaniówki

Przylatuję dziś do Was z szybkim przepisem, wprost idealnym do śniadaniówki. Do tego mega odżywczym, co jako zakręcona prozdrowotnie i żyjąca w ciągłym biegu mama wielce sobie szanuję ;)

Urządzamy nowe gniazdko: Projekt kuchnia

Po miesiącach zmagań nasz nowy dom, już otynkowany, twardo stoi na ziemi. Mężuś wpadł do środka i ostro szleje z elektryką, a ja ani się obejrzę, jak będę musiała podejmować konkretne decyzje, jak też to nasze gniazdko w środku urządzić. W głowie kiełkują fajne pomysły, przed oczami pojawiają się barwne wizualizacje, na kartkach tworzą się kolejne plany, ale szczerze przyznam - ciutkę jestem w tym wszystkim zakręcona. A dylematów jest mnóstwo. Bo czy kierować się głosem serca czy rozumu? Przelotnym zauroczeniem czy inwestycją na lata? Ceną czy jakością? Klasyką czy eklektyzmem? Wszak nie tylko ja pod tym dachem fruwać będę! Nadmierna ilość moich klimatów może przytłoczyć męską część mieszkańców, którzy raz po raz wtrącają swoje trzy grosze. A wiadomo w kupie siła. No, ale zamku w średniowiecznym stylu, to jednak oni mi nie przeforsują - za dużo się w rycerzy bawią :D Potrzeba tu jednak jakichś międzypokoleniowych i genderowych kompromisów. Bo co rzecz to pytanie, a co pytanie to tysiące odpowiedzi! Już mam przez to mętlik pod dekielkiem, a dopiero się zacznie.

Luz, blues i poduszka

Jeszcze nie musi martwić się o harmonogramy i deadliny. Nie musi weryfikować Exceli i sporządzać analiz. Prezentacje w Power Point to też nie jego bajka. Jeszcze nie podsumowuje raportów i nie skroluje zestawień. Nie robią mu odpytek w korpogadce. Na razie ma trzecią klasę i wolność w głowie. Komplet odlotowych kredek i kilka zabawnych długopisów. Ściorany plecak i trzy podręczniki na krzyż. Ukochaną panią i starych kumpli. Jeszcze zdąży się narobić. Jeszcze nie musi się martwić. Totalny luz, blues i orzeszki. 

Ta jego beztroska swoboda i nam się udziela. W codzienną rutynę nie wkrada się nerwowość. Nie ma chaosu i strachu, spokojnie wchodzimy w nowy rok szkolny. Wiem, że to ostatnia taka klasa, bo już za moment się zacznie jazda bez trzymanki. Zaczną się sprawdziany, wypracowania i klasówki. Odrabianie lekcji po nocach, gonienie zaległości, konkursy ocen. I tak do matury. Potem już tylko dorosła rzeczywistość, odpowiedzialność, smutne Excele, wyścig z czasem i deadliny. Aż do emerytury, dopóki się da. Łapiemy więc z nim te ostatnie oddechy. Wykorzystujemy je jak najfajniej. Bez dodatkowych zajęć, angielskich, treningów i skrzypiec. Na nic nie naciskamy – też wrzucamy na luz.

Luzacki jest też jego pokój, odgruzowany po wakacjach. Z masą fajnych drobiazgów z Flying Tiger i własnoręcznie farbowaną poduchą (pozazdrościł bratu :D ). Dużo tu wciąż miejsca na zabawki, jeszcze mało na obowiązki. Zamiast lektur piętrzą się książki przygodowe, zamiast przyborów na półkach królują fanowskie gadżety. Czuć tu ciekawość świata i dziecięcą swobodę. Czuć tą wolność bez harmonogramów.







Mini DIY: dwukolorowa poszewka w paski tie-dye

Potrzebne będą:
  • biała poszewka
  • zipki – 5 szt.
  • dwa barwniki do tkanin – u mnie zielony (ten sam co na arbuzowej poszewce) i błękitny
  • sól kuchenna lub ocet (w zależności od barwnika)
  • naczynie do rozmieszania barwników 
  • garnek emaliowy do podgrzewania roztworu

Sposób wykonania:
  1. Przygotuj roztwór, zgodnie z instrukcją na opakowaniu, w jednym naczyniu z dwóch barwników - wsypując pół saszetki zielonego barwnika i pół błękitnego.
  2. Złóż poszewkę w harmonijkę.
  3. Harmonijkę zepnij mocno w pięciu miejscach zipkami.
  4. Włóż spiętą w harmonijkę poszewkę do emaliowanego naczynia, zalej roztworem i podgrzej zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
  5. Nie mieszaj roztworu w garnku – dzięki temu kolory się wyodrębnią.
  6. Po godzinie rozetnij zipki i ostrożnie wypłucz w zimnej wodzie.
  7. Przeprasuj dla utrwalenia koloru.
Kilka innych porad dotyczących farbowania tkanin znajdziesz jeszcze TU i TU. Mam na jego punkcie ostatnio małego bzika ;)






Z nowości w pokoju Jasia:
  • półki w kształcie strzałek
  • mini kosz na śmieci, nazwany przez niego żartobliwie Olochem Żarłocznym (kto czytał Baśniobór ten wie :D )
  • „bijące” długopisy, cyrkowe kredki, taśmy ozdobne
  • smocze pudełeczko i kubek zmieniający się pod wpływem temperatury
Wszystko to z Flying Tiger. Oboje uwielbiamy ten sklep i robimy tam często wspólne wyprawy. Mi podoba się ten radosny i neutralny design, Jasiowi dowcipne gadżety ;)









Ech, zazdroszczę mu tej swobody, tego braku codziennych, poważnych obowiązków. Praca domowa nie taka straszna przecież, lektury nie takie trudne. I nawet jeśli raz na jakiś czas zapomni – nie będę gonić, dam mu odetchnąć – jeszcze się zdąży narobić. Ja czekam już tylko na emeryturę ;)

Ściskam!

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST