Rozmiar nie ma znaczenia ;)

Nasza kuchnia jest mała. Mini, nieduża, niewielka i ... i tu kończą mi się pomysły na dalsze opisy. Cokolwiek bym nie chciała o niej powiedzieć, określenia dotyczące jej rozmiaru pierwsze przychodzą do głowy i odsuwają na bok całą resztę. Mała, maluśka ... za mała dla trójki wiercipiętów, z których każdy ma inne preferencje kulinarne. Można ją przejść w trzech krokach, bez obrotu ...


Jednak to tu wychodzą nam najlepsze eksperymenty kulinarno - naukowe. Tu budujemy fortyfikacje z plastikowych kubeczków. Tu odbywają się lekcje botaniki. Tu zaczynamy i kończymy dzień ...
Więc co z tego, że za mała - dostosowaliśmy się :)


Ponieważ jednak przy okazji też jest trudna do obfotografowania - zdjęć całościowych wrzucam niewiele. Za to kilka fragmentów i fragmencików...










A to wyszperane z przepastnych zasobów dyskowych stare fotki mojej kuchni robione jeszcze latem.







Jak widać jestem tendencyjna - fiolet i zieleń na tle bieli tu, fiolet i zieleń na tle bieli tam... kuchnia, salon, sypialnia. A obiecywałam sobie, że dodatki w naszej maleńkiej kuchni będę zmieniała częściej. 

Chyba ta deklarację publicznie złożyć muszę: obiecuję, jak na prawdziwą kobietę przystało, być bardziej zmienną i już :)


A przy okazji planów i deklaracji, w mojej mini kuchni mam plan założenia mini ogródka.
Trzymajcie kciuki ;)
Pozdrawiam Was cieplutko

Pliszka

Przedświąteczna wprawka

Co prawda do Wielkanocy jeszcze kawałek, ale smętna aura za oknem natchnęła mnie do totalnie niezamierzonych świątecznych zakupów. A w jakim kolorze - oczywiście tym najbardziej w moim domu zapomnianym, czyli żółtym...


Podobno żółty to kolor sezonu, podobno jest nowym różowym, podobno... 
Dla mnie to po prostu kwintesencja wiosennych świąt, od którego wzbraniałam się przez długi czas rękami i nogami, bo kojarzył mi się w pierwszej kolejności z pokracznymi kurczaczkami na straganach ;). Ale brak słońca najwyraźniej kończyny unieruchomił, bo wybraniać się tej soboty przestałam. Niestety nie unieruchomił karty i stałam się w nieplanowany sposób posiadaczką dwóch żółtych podstawek i bieżnika.


Szybko więc przeprowadziłam przedświąteczną przymiarkę, aby sprawdzić czy to będzie "TO".
Jajcami na chwilę obecną jeszcze nie dysponuję, więc środek pusty mi się zrobił. Oczami wyobraźni widzę jednak tam misy z sałatkami i stroiki z rzeżuchy...


Jeszcze się jednak nie przekonałam. Natomiast już teraz wiem jedno - zostaje zieleń i fiolet - i być może, ewentualnie i hipotetycznie, odrobina żółci w narcyzach i kurczaczkach (nie uchronię Skrzata przed nimi ;)). 




Ale czy zaszaleć aż tak? Pod koniec kwietnia zrobić się może wystarczająco radośnie na dworze i  nie trzeba będzie sobie podkręcać mieszkanka kolorami. Chyba muszę to jeszcze przemyśleć  ;) 
Na szczęście mam jeszcze trochę czasu...


Mimo wszytko taki żółciutki rewelacyjnie poprawia mi humor. I takiego słonecznego nastroju Wam dzisiaj życzę.


Pozdrawiam cieplutko,

Pliszka

Motylem jestem ...

Zleciała mi się do domu jakoś przypadkiem chmara motyli i porozsiadała w pokoju - na obrusie, na kubku, na oknie.  No przecież ich nie wygonię… tylko zdjęcia porobię...

 


Tylko żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcia, trzeba mieć stosowne okoliczności przyrody... Odgruzowanie z zabawek kawałka mieszkania przy szalejącym Skrzacie to dla mnie nie lada wyczyn. Ale po szybkich bojach i przebojach udaje mi się co nieco ogarnąć – tyle tylko, żeby złapać fragment słońca na dywanie.  
„Nic to”, jak zwykł mawiać Wołodyjowski, sprzątam i pstrykam dalej…

 


 
Słońce znów daje drapaka, ale mimo wszystko robi mi się wiosenniej na duszy. A i moje gniazdko nabiera oddechu. 








Zima już nie ma do mnie wstępu :)

Pozdrawiam cieplutko,
Pliszka



Love mietuskowe








Też tak macie, że na najciekawsze łupy trafiacie przypadkiem? U mnie tak było w przypadku zestawu emaliowanych pokrywek. Sklepy społemowskie nie należą do moich ulubionych, ale na dziale z artykułami gospodarstwa domowego można znaleźć czasem prawdziwe perełki...

Na mojej kuchennej życzeniowej liście białe pokrywki plasowały się zawsze dość wysoko, tak więc kręciłam się po "domu towarowym" zastanawiając się, czy dany miesiąc jest tym, w którym opróżnię dla nich portfel. Nie mogłam jednak oczom uwierzyć, kiedy pośród sterty białych dekielków wyłoniły się takie oto słodkie miętuskowe cuda… 



Dobrze, że były tylko dwie (w tym jedna uszkodzona, ale co tam), bo nie wiem czy bym się opanowała i nie sprezentowała sobie całego kompletu w tym sezonowo modnym kolorze. Więc żeby być szczęśliwą, ale i rozsądną posiadaczką pełnej rozmiarówki pokrywek - uzupełniłam komplet białymi.

Pozycja odhaczona, tylko gdzie ja je teraz powieszę…


Będąc przy temacie kuchennym - rzut na moją wystawkę porcelany, w którą też wkradła się miętka.






Pozdrawiam cieplutko,

Pliszka

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST