Bzowa babuleńka
Pamiętacie bajkę o Bzowej Babuleńce - nostalgiczną opowiastkę o mocy wspomnień - zawsze wzruszam się jak ją sobie przypominam i robię mały rachunek sumienia, czy wystarczająco doceniam moje relacje z bliskimi. A przypominam sobie o niej właśnie wtedy, to oczywiste, kiedy kwitną bzy :) I co prawda andersenowska herbatka była naparem z kwiatu czarnego bzu, w mojej wyobraźni bzowa babuleńka ma nieodmiennie fioletową suknię...
"Niektórzy nazywają mnie Bzową Babuleńką, inni driadą, ale naprawdę nazywam się Wspomnieniem; to ja siedzę na drzewie, które ciągle rośnie i rośnie, to ja wspominam i opowiadam historię!"
H. C. Andersen "Bzowa babuleńka"
A bez bardzo wcześnie zakwitł w tym roku i mnie zaskoczył. Kwiecie ledwie pojawiło się na krzakach w okolicy, a już zostało doszczętnie oberwane. Ustały się na szczęście dwie gałązki z poświęceniem zerwane dla mnie przez moją Mamę. Mogą cieszyć się jego zapachem w domu i oddawać refleksjom - w końcu fiolet to kolor zadumy...
Po sezonie również lubię otaczać się jego namiastkami...
Ale ileż można dumać i wspominać :) Zmobilizowałam więc moje towarzystwo do porządków późnowiosennych. Na pierwszy ogień miał pójść w ten weekend balkon, który przez dwa lata był wyłączony z użytku przez remont elewacji. Żeby się jednak do niego dostać musieliśmy zrobić mały szacher-macher z meblami. Sofa stała sobie przez długi okres czasu pod oknem balkonowym (o tak), co dawało trochę więcej powierzchni biegowej dla Skrzata. Teraz jednak, żeby mieć wyjście na dwór, musieliśmy przesunąć ją pod ścianę, a stół wpasować pod witrynkę.
Po przestawieniu miejsca do biegania na szczęście nie ubyło, a i nam się siedzi przyjemnie przy stole z widokiem ... na inny budynek :) Muszę jednak koniecznie kwiaty na balkonie posadzić...
Na balkon jednak nie starczyło nam siły ...
Ale najważniejsze, że bez jest...
Pozdrawiam cieplutko,