Biżuteryjne problemy pierwszego świata

Nigdy nie byłam typem biżuteryjnej sroczki. Nie miałam nieprzebranej ilości kolczyków, naszyjników i wisiorków, nie wyłapywałam w locie najnowszych trendów. I z racji gustu i zasobności portfela, dodatki stawiałam na drugim planie. Tłumaczyłam sobie, że to nie moje oczy cieszyłby dany nabytek, tylko oczy postronnego widza. Więc po co wydawać i po co się stroić.

Z biegiem lat jednak, chcąc nie chcąc, kolekcja się powiększała. Czy to za sprawą prezentów (oj, nigdy nie zapomnę mojemu lubemu pięknego kompletu błyskotek w znienawidznym przez mnie granatowym kolorze - tak nie znać własnej dziewczyny!), czy to konieczności dopełniania jakowejś kreacji na wszystkie rodzinne chrzciny i wesela (bo nie daj Thorze wypatrzą, że to już miałaś). Wszystko to potem trafiało do zabałaganionej i wypełnionej na ścisk szuflady z zamysłem „może kiedyś jeszcze”. A potem zaczynało zaplątywać się w zapomniane gumki do włosów, zdekompletowane kolczyki, by finalnie zaśniedzieć i obrosnąć kurzem. Lub zagubić się na amen, jak obrączka i pierścionek zaręczynowy (jak ktoś się dopytuje to przecież "męża mam w sercu"). Potem nawet już nie miałam siły ich szukać, ani ochoty ich z stamtąd wyciągać. I jeśli kiedykolwiek Madame Chic kazałaby mi wskazać w domu „miejsce wstydu”, to z pewnością byłaby to TA szuflada.

Pokochać swój dom na nowo


Patrząc wstecz na ten zakończony rok – nieźle nas przeciorał. Emocjonalnie i fizycznie. Wycisnął do cna zapał i entuzjazm, wykończył choróbskami i brakiem wolnego czasu. Pozwolił tylko na jeden krótki wakacyjny oddech, by zaraz zacząć poganiać bacikiem, rozpędzając do galopu. Skutek był taki, że na dwa ostatnie miesiące rozłożyłam się w łóżku, przechodząc z jednej infekcji i kuracji antybiotykowej w drugą, ze spektakularnym apogeum w Święta. (Nie pytajcie co mój mąż przyszykował na Wigilię ;) Wegetując tak odizolowana w wyrku, obsypana zużytymi chusteczkami, patrzyłam z rezygnacją na ziejące czernią dziury po obrazkach i wszystkie te pajęczyny za meblami, których nie zdołała zakryć rosnąca w tempie astronomicznym sterta brudnych ubrań (no w końcu automat do prania się zepsuł ;)) W takich okolicznościach przyrody nawet najukochańszy dom, może stać się znienawidzonym więzieniem. I ja czułam jak wraz z gorączką ta miłość do domowych pieleszy się wypala.

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST