W pewnym mieszkaniu było miejsce, w którym zbierały się ciemne siły mocy. Mrok ogarniał ścianę, która ziała otchłanią czerni, przyciągając jak magnez nieświadomych niczego chłopców. Pożerając ich niewinne dusze i mącąc kryształowo-czyste oczy. Nie dało się przejść koło niego obojętnie. Każda przeprawa kończyła się zastygnięciem, a każda próba odczynienia zaklęcia, napadem szalonej histerii. Zło panowało w tym domu i zjadało czas, godzina za godziną, zatrzymując domowników w dziwnych pozach na kanapie.
Aż pewnego razu zjawiła się dobra wróżka. Zakręciła różdżką, sypnęła magicznym pyłem, wyczarowała kwiaty, słodkości i inne różności. Udekorowała mroczną ścianę, łagodząc czarną otchłań bielą, zielenią i różem. Nastawiała autek, obrazków i wazoników. I już, już zdawałoby się, że to zadziała i zły czar pryśnie... lecz niestety, to nie bajka z happy endem. Na nic zadały się jej wysiłki, mrok dalej kusi i tylko od woli domowników zależy czy ulegną jego ciemnej mocy. Choć faktycznie na ścianie zrobiło się jakby ciut jaśniej...