Miłości, radości i szczęścia...

Jeszcze, jeszcze zdążyłam...
zdążyłam, aby
życzyć Wam w tym magicznym okresie 
chwil pełnych radości, miłości i szczęścia, 
wielu spotkań z najbliższymi 
i odrobiny wytchnienia od codzienności.

Wesołych Świąt Kochani!!!



Świątecznie ściskam,
Pliszka

Święta od kuchni

Nie, nie będę podawała żadnych przepisów na świąteczne specjały. Mam wolne od gotowania!
Zero stresu, pośpiechu i stania przy garach. Boże Narodzenie spędzamy wyjazdowo na mojej rodzinnej Kielecczyźnie. Nie muszę się martwić o listy zakupów, na czas podane dania i stertę brudnych naczyń. Co innego, że przez nas to rodzinka będzie miała od groma roboty. No dobrze, trochę im pomożemy... ;) 

Wyjazd nie oznacza jednak całkowitej przedświątecznej bezczynności. Aspekt kucharski odpada (uff! ), pozostaje jednak dalej aspekt dekoratorski (juppi!). Wart jest włożonego wysiłku - choćbyśmy tylko przez krótką chwilę mieli oglądać gniazdko w świątecznym wdzianku. W końcu na tym polega dla mnie magia Świąt - na wszechobecnie wyczuwalnej atmosferze radości (no, może poza supermarketami - tam pomimo cudownych dekoracji widzę tylko udręczone i zestresowane twarze). A jak radość - to wiadomo, kolor czerwony :)




Zaryzykowałam i obkleiłam jedną kuchenną półkę Ribba taśmą w krateczkę. Nie washi niestety, ale zwykła klejącą. 
Efekt jest rewelacyjny (szkoda, że na zdjęciach tego nie widać...). I jak mi lakier nie zejdzie teraz razem z klejem, to zamierzam jednak zainwestować w kilka dobrych dekoracyjnych taśm i naklejać je sobie wedle nastroju.





Już kiedyś pisałam, że uwielbiam pojedyncze talerze. Wystarczy mi zawsze jeden z danego wzoru,  nie kompletuję całej zastawy. Jelonek to zeszłoroczny wyprzedażowy zakup w Ikea. 


Za to serducho przywędrowało z salonu, gdzie wcześniej wisiało pod sufitem. O tak, klik.
Teraz robi za kuchenny "przypominajnik". Spodobała mi się ta jego nowa funkcja i chyba na dłużej tu zagości :)





Metalowe puszki na co dzień goszczą w pokoiku Skrzata. Z okazji Świąt zawitały jednak tutaj.
Ciągle szukam mu ciekawych, niedziewczęcych, dodatków w tym kolorze. 
Te trzy poniżej to zakupy w Ikei i TKMaxx, który niestety jest spory kawałek ode mnie - ach, te problemy pierwszego świata ;)












W tle lamberkin zrobiony na szybko z wykorzystaniem karteczkowej, florystycznej wstążki. Ponieważ jest lekko usztywniana mogłam mu "wymodelować" fale.



Nauczyłam się (trochę) opanowywać przedświąteczne szaleństwa zakupowe. Nie rzucam się gorączkowo po sklepach w poszukiwaniu idealnych bombek i ozdóbek (swoją drogą nie mam na to za wiele czasu). Nastawiam się za to na zakupy na poświątecznych wyprzedażach. Ceny spadają nawet o 70%.  Tak zrobiłam po Wielkanocy. Dekoracje grzecznie czekają, z pudełek nie uciekają, a ja mam mniej zawrotów głowy i więcej radości z poczynionych oszczędności. 
Tak zrobię i teraz. A zdobycze pokażę za rok :)

Trzymajcie się radośnie w tym przedświątecznym szaleństwie :)

Uściski
Pliszka


Kuchnia wieczorową porą


Przedświąteczne dekorowanie gniazdka zaczęłam w tym roku od kuchni. Długo zastanawiałam się w jak ją wystroić... z przepychem na złoto, minimalistycznie w szarości, z pazurem w fiolety...
Na sklepowych półkach od groma świecidełek, bombek, ozdóbek i duperelek... nic tylko przebierać i wybierać, co komu dusza zapragnie...

Często jednak jest tak z planami, że im więcej się wymyśla i marzy, tym mniej z tego wychodzi... więc w tym roku w kuchni znów wygrała czerwień.
Zakupowe szaleństwo pokrzyżowała mi (n-ta w tym roku) choroba Skrzata i nawał pracy.
Może to jednak tylko wymówki, bo w głębi duszy jestem tradycjonalistką i święta muszą być "na czerwono". Reszta kolorów co najwyżej może być do niej dodatkiem...
Tak więc wczoraj wieczorem wyciągnęłam na wierzch artylerię czerwonych miseczek, kubków i puszek,  porozstawiałam po kontach i odetchnęłam... Tak, zdecydowanie to "mój" klimat :)

Na wieczorne ukojenie zaparzyłam sobie adwentową herbatkę. To też taka moja coroczna tradycja, zamiast obżerania się czekoladą ;) Na każdy dzień inny smak. Do tego rozgrzewające przyprawy, cukier trzcinowy i jestem w niebie :)
Sonnentor mi to jednak ułatwił, oferując cały zestaw z herbatkowym adwentowym kalendarzem.

 
 
W moim pierwszym druciaku, upolowanym w TKMaxx, leżakują sobie jabłuszka wprost z działki mojego dziadziusia. Nie są pierwszej urody, ale ten smak...

Koszyczek upiększyłam kraciastą wstążką, jak wszystko co mi się nawija pod ręce.
Styl country - absolutnie tak!

Z większa ilością kuchennych fotek wrócę niebawem, jak tylko słoneczna aura zawita mi w okno.

Miłego adwentowego wieczoru.

Pliszka

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST