Miało być himmeli...

Miało być himmeli. Szybki tutorial i kilka zdjęć. Wyciągnęłam na stół rurki, nitki i inne gadżety. Nie zdążyłam. Janek oderwał się od klocków i przybiegł do mnie:

- Mamusiu masz czas? Pobawisz się ze mną? Kubuś śpi.


Ufne oczka wpatrywały się we mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.

- Oczywiście słoneczko. Pewnie, a w co?

- W co tylko chcesz!


Przez ostatnie pół roku żyję w ciągłym biegu.

Szybkie śniadanie, autobus, praca, autobus, karmienie młodszego, gotowanie, szybki obiad, lekarz jeden, drugi, trzeci, sprzątanie, pranie, szykowanie kolacji, karmienie, kąpanie, wszystko inne konieczne do zrobienia w danych dniu i finalne podanie na twarz. Bieg po domu w tę i z powrotem, z głową wiecznie przetwarzającą dane o kolejnych projektach, wizytach lekarskich, szczepieniach, listach zakupów i stopniu zabrudzenia ubrań. Przeciętne życie korpomatki. Bez zatrzymywania się (bo jak się zatrzymam to zasnę). A tu wczoraj.

Powrót do domu, noszę jedną ręką Kubusia, drugą mieszam obiad.

Kątem oka widzę zapłakaną twarzyczkę Jasia siedzącego się na kanapie. W pierwszym odruchu myślę, że się uderzył. Ale nie krzyczał przecież.. Biegnę jednak szybko gotowa nieść pomoc i pytam o przyczynę tej smutnej buźki:

- Bo się nie przytuliłaś do mnie po przyjściu, mamusiu...


Serce zamarło mi na chwilę. Zamarło z poczucia bezgranicznej miłości i szczęścia, że mój zgrywający ostatnimi czasy dorosłego mężczyznę synek ma taką samą potrzebę przytulania się jak ja. Zamarło też z poczucia winy i trwogi. Że w ferworze obowiązków rodzicielskich, jakie niesie ze sobą zajmowanie się rocznym szkrabem i godzenie tego z pracą, zapominam też o NIM. Nie o pełnym brzuszku, wizytach lekarskich, czystych ubrankach i krótkiej bajce na dobranoc - tylko o czasie sam na sam z mamą, która wtedy jest tylko dla niego, czasie pełnym zabaw i wygłupów, ale i czasie nauki patrzenia na świat kobiecymi oczami, czasie czułości i delikatności.

Bo choć tatuś świetnie się sprawdza jako codzienny kompan wyścigów, walk smoków i zabaw klockami, to kreowanie chłopięcej rzeczywistości nie oznacza, że ma zabraknąć w nim maminej uwagi.


Tak więc miało być himmeli. Ale zamiast niego robiliśmy dziś naszyjnik. I co z tego, że to "babska" zabawa. Wyszedł przepiękny, bo prosto z serduszka mojego kochanego synka. A klocki i himmeli niech sobie poczekają do jutra.
























Ściskam mocno,
Pliszka

Komentarze

  1. Himmeli będzie innym razem : ) Takie chwile z dzieckiem trzeba łapać w locie, bo nieczęsto mamy na nie czas, a ani się obejrzymy, a pociecha ma już naście lat i od popołudnia z mamą, woli towarzystwo rówieśników ;/ No i fakt, niby babskie zajęcie, ale roześmiana mina Synka zdradza, że pochłonęło go to całkowicie. Jest kolorowo, radośnie i co najważniejsze – razem. Oby więcej takich momentów : ) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kluczowe słowo - razem :) Ciężko mi wymyślać chłopięce zabawy, wiec wymyślam po mojemu ;) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Taki podobny naszyjniczek mam i Ja! :))) Zrobił mi go mój Najstarszy synek jeszcze w przedszkolu. Skarb niesamowity (po co mi diamenty?, to jest jedyny naszyjnik w swoim rodzaju!), a tak na marginesieto moje Najstarsze dziecię ma już 24 lata... ;)Fakt, trzeba dzieciom poświęcić czas i cieszyć się tymi momentami razem, bo to są chwile, których nigdy potem nie będzie można powtórzyć....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymasz go dalej? Cudowna z Ciebie mama!
      Ja mam pudełko na wytwory jego małych rączek. Mam nadzieję, że się uchowa tyle czasu :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Taki czas, trzeba celebrować, bo zbyt szybko mija. Więc Pliszko łap te małe chwilki na robienie naszyjników, malowanie, na zabawę razem .... och dzieci zbyt szybko rosną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, już pięć lat mi gdzieś umknęło. Ale łapię, łapię...

      Usuń
  4. na himmeli poczekam a ten uśmiech bezcenny :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa tygodnie minęło - a ja himmeli dalej nie zrobiłam ;)
      A ten uśmiech kocham na zabój :D

      Usuń
  5. bezcenne chwile. ja przed chwilą próbowałam upiec ciasto z rabarbarem. ponacinałam równiutkie kawałeczki, miały idealnie w rządku leżeć... ale mój pomocnik miał inny pomysł. wyszedł nam artystyczny placek, hihihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieczenia ciast jeszcze z moim łobuziakiem nie przerabiałam. Cosik się nie garnie do słodyczy. Ale pizze potrafi "udekorować' ;)

      Usuń
  6. Wzruszające! Wiem, że jest ciężko, doba ciągle za krótka, a lista zadań zbyt długa, ale ta potrzeba bliskości, ta bezgraniczna miłość płynąca od dzieciaków sprawiają, że można wszystko rzucić i być tylko z nimi. Oczywiście nie zawsze, nie całymi dniami, ale dobrze, że potrafimy sobie pozwolić na takie chwile wyrwane z kontekstu, oderwane od rzeczywistości :-) Naszyjnik piękny! Czekam cierpliwie na Twoje dzieło. Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mało takich chwil, mało... Ciągle toczę walki o zachowanie równowagi, gdzie ja, gdzie dom, gdzie dzieci, a gdzie praca. Dzieciaki jak na razie górą ;) Ale oby jak najczęściej.
      Ściskam mocno!

      Usuń
  7. Tak, najpiękniejsza chwila..
    Jak zwykle wzory i kolory...
    Pozdrawiam Martita

    OdpowiedzUsuń
  8. Prześliczne to wyszło :) Serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

INSTAGRAM - MYLITTLEHAPPYNEST